Oblicza Wisły, czyli wspomnienia z jedynej takiej wyprawy
Od początku towarzyszyła mi obawa czy dam radę podołać temu wyzwaniu: 1.000 kilometrów smoczą łodzią z Krakowa do Gdańska plus odwrócony triathlon na początek z Baraniej Góry do Krakowa: 19 km biegu, 140 na rowerze i 2 pływania. Chcieliśmy pokonać Wisłę od źródeł po ujście do morza.
Moje obawy zwiększał brak znajomości zespołu i czasu na wspólne przygotowania. Przed startem udało nam się częściowo poznać przez komunikator. To była duża ulga, gdy okazało się, że załoga to w znacznej większości profesjonalni wioślarze smoczych łodzi – medaliści mistrzostw Polski, Europy a nawet świata. Zjechali z różnych zakątków Polski od Gdańska, przez Iławę, Warszawę, Szczecin po Poznań i Wrocław. Mieliśmy także gościa z Amsterdamu! Zastanawiałem się, jak tak duże indywidualności będą ze sobą współpracować – szczególnie z osobami nie mającymi doświadczenia w wiosłowaniu. Główną motywacją udziału w naszej akcji „Wspólnie dla Wisły” wydawała się być możliwość dokonania czegoś, czego nikt w Polsce jeszcze nie zrobił. Ale byli i tacy, dla których walka o czystą, dziką i prawnie chronioną rzekę stanowiła ważniejszą motywację.
Pytanie, które nie dawało mi spokoju, brzmiało, jak się pogodzimy na małej łodzi przez 8 dni, o czym będziemy dyskutować, na co zwrócimy uwagę? To wszystko budziło moje obawy ale i budowało emocje.
-
Na początek triathlon
Część triathlonowa zostawiła we mnie wspaniałe wspomnienia. Szczególnie nocny podbieg na Baranią Górę. Noc była nieco pochmurna, powiewał lekki wiatr, szumiała Czarna Wisła, a poza tym cisza… Czuliśmy las, jego zapach, jego wielkość. Dobrego nastroju nie zakłócał nawet odgłos uderzeń naszych stóp o asfalt. Od schroniska ciągnęła się już droga górska z licznymi kamieniami i wodą wybijającą pomiędzy nimi – zalążkami Wisły. Zwrócił moją uwagę brak jednego bijącego źródła. Zamiast niego były setki małych wysięków łączących się w mikro strumyki i krople tryskające spod naszych butów – to była już Ona. Przypominały mi się mi się źródła Amazonki, które wybijają na ogromnym obszarze, by połączyć się w jedną z największych rzek na świecie. Wisła może nie tak wielka, ale jest naszą największą rzeką. Na szczycie, mimo, że to „tylko” 1.220 m n.p.m. poczułem się, jak na „dachu Świata”. Świecące gwiazdy między chmurami, błyskawice zwiastujące niedaleką burzę oraz światła okolicznych miejscowości z Węgierską Górką na czele. Byliśmy w euforii – pierwszy cel projektu zrealizowany. Zbiegając w dół zaskoczyło nas wielu turystów podchodzących do schroniska – chcieli świętować najkrótszą noc na łonie wspaniałej natury.
Jazda rowerem dała mi nie mniej ciekawe wspomnienia – szczególnie początkowe górskie zjazdy. Tam gdzie towarzyszyła nam rwąca Wisła, odnosiłem wrażenie, że płyniemy krętą rwąca rzeką, by w miejscach, gdzie rzeka oddalała się, poczuć się, jak ptak lecący wąskim wąwozem ograniczonym ścianami ciemnego lasu. Wkrótce po starcie, na tle gór, pojawiły się pierwsze promienie słońca oświetlając zalesione szczyty. Scenerię tą wzbogacały śpiewające ptaki tworząc niesamowity poranek. Przyroda budziła się do życia, a ja czułem się szczęśliwy mogąc w tym uczestniczyć. Z uwagi na opóźnienie plan triathlonu został nieco zmieniony: na uroczysty start pod Wawelem wjechaliśmy na rowerach. Widząc całą naszą ekipę na żywo bardzo się wzruszyłem – powitał nas szpaler młodych osób ubranych w koszulki z logo „Wspólnie dla Wisły”. Przyglądałem im się wnikliwie: niektórzy z nich wyglądali na super mocnych. Po czasie okazało się, że nie samą siłą człowiek wiosłuje – bardzo ważna jest technika – ta, której jeszcze nie miałem. Duże wrażenia wzbudziła obecność tak wielu gości. Byli z nami liczni przedstawiciele spółek Ecol-Group, fundacji Biznes dla Klimatu, organizacji pozarządowych: Siostry Rzeki, Przyjaciele Raby, Zdrowa Rzeka, Troska o Stworzenie oraz władze Miasta Krakowa i pracownicy Wodociągów. Poczułem, że z takimi ludźmi można zdziałać dużo dobrego dla czystych rzek, a także dla powstrzymania postępującego kryzysu klimatycznego.
-
Piękno współpracy
Po uroczystych przemówieniach wskakuję do Wisły w towarzystwie Jacka. Tego samego, który towarzyszył mi w nocnym biegu i rowerowym zjeździe. To ostatni punkt triathlonu. Była to jedna z najgorszych kąpieli w moim życiu – ciepła i brudna woda. Płynąc zdałem sobie sprawę, jak wiele pracy przed nami, aby można było bezpiecznie wykąpać się w Krakowie. W tym czasie smocza łódź pokonywała swój pierwszy odcinek do Opatowca – najmniejszego miasta w Polsce z 400 mieszkańcami. Od razu przyszło mi na myśl, że małe jest piękne 🙂
Przed wejściem do łodzi Dorota udzieliła mi cennych wskazówek jak wiosłować. Mimo lekcji upłynęło klika dni zanim przestałem „przeszkadzać” zespołowi. Okazało się, że trzymanie rytmu to jedno, a dobre wiosłowanie to drugie. Już początek wiosłowania pokazał mi moc niektórych członków zespołu. Karlos i Karol wiosłowali jako szlakowi wyznaczając prędkość i nadając rytm. W drugim zespole byli to Dawid i Artur. Ważną rolę pełnił też sternik, który musiał sprawnie omijać wszelkie przeszkody a także rytmicznym głosem podkreślać tempo. Dużą rolę odegrały płynące z nami dziewczyny: w pierwszym zespole Dorota, Natalia i Basia, w drugim zaś Wiktoria i Ewa. Najlepiej charakteryzowały je słowa: technika, piękno i moc. Dziewczyny sprawiły, że nasz zespół był nie tylko bardziej różnorodny, ale też pokazały, jak efektywnie, na równi z facetami, można współpracować. Jeśli ktoś markował wiosłowanie to pozostałe 9 osób musiało za niego wykonać pracę. Waga równego wiosłowania była istotna, szczególnie gdy na poszczególnych odcinkach dosiadali się dodatkowi załoganci, by być choć jeden dzień z nami. Część z nich nas wspierała swoimi umiejętnościami wioślarskimi, a część zaangażowaniem i promocją celu jakim nam przyświecał.
W procesie tworzenia zespołu wszyscy byli ważni i odegrali swoje role. Byliśmy bardzo zróżnicowaną grupą: od rolnika przez pracownika hotelu, kierowcę, logistyka, informatyka, inżyniera, mistrza produkcji, biznesmena, po aktora filmowego, telewizyjnego i teatralnego włącznie. W pierwszych dniach spływu indywidualizm niektórych z nas dawał się we znaki. Apogeum nastąpiło przed Warszawą, gdzie wyjście z „plaży nudystów” sprawiło nam wiele problemów. 20 minut walki z żywiołem – ostry nurt, bystrza i liczne mielizny – sprawiło, że zespół w końcu się zgrał, a profesjonalizm najlepszych z nas pozwolił na wspaniały rajd przed licznie zgromadzonymi mieszkańcami Warszawy. Nie ma co ukrywać, że najwięcej dały nam te trudniejsze chwile ze szkwałami za Włocławkiem i burzami przed Gdańskiem. Postawa dziewczyn odegrała duża rolę w integracji zespołu. Dorota często nas motywowała do równego wiosłowania, Wiktoria za sterem i mocno podająca rytm, Natalia zawsze chętna do wsparcia innych i wiosłująca jak „Amazonka”, na koniec Basia i Ewa – ciche, silne i wspierające – tak je zapamiętam. To niesamowite jak przez 8 dni zgraliśmy się i nabraliśmy do siebie zaufania. Nie mniejszą rolę odegrał Jacek – dobry duch i jedyny, który nigdy nie narzekał, nie było mu za ciężko, nie był zbyt głodny, nie było mu za ciasno, czy też zbyt głośno. Zawsze pogodny, uśmiechnięty i chętny do pomocy, chociaż zadziorny w „sprzeczkach” z Heniem (najstarszy z nas – rocznik 1955). Wiele dobrego wniósł też Paweł który cieszył się z wszystkiego co robiliśmy – można by rzec cieszył się ludźmi i wspaniałymi chwilami na Wiśle.
W czasie spływu poznałem wiele spraw, które kryliśmy w sobie. Dzień po dniu umieliśmy się otwierać i odkrywać nawzajem. Mogłem dowiedzieć się o problemach ekologicznego rolnictwa, o ciężkiej pracy w hotelu, za kierownicą, z komputerem, o wyzysku, czy też partnerstwie pracodawcy czy też o aktorstwie Marcina. Niesamowitymi osobowościami okazali się Jurgen, Jurek, Rysiek, ale też kapitan naszego houseboatu Łukasz, który w istocie ma cały wachlarz opowieści o Wiśle i przyległych jej miejscowościach. Do załogi dołączyła również Dorota, reprezentantka naszego Partnera, firmy Retencja.pl. Trudami logistyki zajmował się szef Tomek z synami Kubą i Maksem, Sylwia, Agnieszka i Magda wspierały nas z pozycji lądu, Olga płynąc na houseboacie czuwała nad sprawami od strony wody. Było jeszcze wiele innych osób obecnych podczas tej wyprawy, którzy dołożyli swoją cegiełkę w końcowy sukces akcji. Najbardziej uderzyło mnie, że po początkach indywidulanych „fajerwerkach” – jak np. triathlon – przeszliśmy do Wspólnego Celu dla Wisły. Myślę, że dobry psycholog mógłby na naszej historii napisać ciekawą książkę na temat współpracy i procesu tworzenia się zespołu. Dla mnie to wielka wartość tego spływu i wspaniałe doświadczenie za które wszystkim dziękuję.
-
Piękno natury
Drugim niesamowitym doświadczeniem to poznanie Wisły od strony wody. To zupełnie coś innego stanąć na brzegu i łowić ryby, być na moście i przyglądać się rzece, jechać na rowerze, czy też przebyć ją pieszo wzdłuż wałów. Punkt widzenia wody z łodzi jest inny – nie to że lepszy ale pełniejszy. Mieliśmy okazję zobaczyć jak Wisła była zatruwana – szczególnie powyżej Krakowa i w samym mieście, jak potem z trudem odzyskiwała swoją czystość, jak się wiła, meandrowała od Sandomierza do Puław tworząc bez wątpienia najpiękniejszy odcinek. Jakże inaczej wyglądała o poranku przykryta warstwą mgły, jak wspaniale odbijały się w niej chmury, lub zarośnięte brzegi podczas zachodów słońca.
Ale poznałem też Wisłę od tej złej – ludzkiej strony. Elektrownia Kozienice z czarnym dymem snującym się prawie przez godzinę i niebezpiecznym uskokiem wodnym oraz ze zwiększoną temperaturą wody (Leszek Naziemiec wspomniał o 40st C!), Zakłady Azotowe w Puławach, Orlen w Płocku, żwirownie „wykradające” z koryta rzeki piasek prowadząc do dewastacji rzeki. Mijaliśmy setki rur wylotów ścieków przemysłowych i komunalnych, przelewów burzowych i deszczowych oraz niewidzialnych zanieczyszczeń spływających z terenów rolniczych (związki biogenne, pestycydy i antybiotyki). Pomimo tego Wisła poprawiała jakość swojej wody i pojawiały się odcinki, na których wręcz zapraszała nas do kąpieli. Ta rzeka pokazała niesamowitą moc, że jest źródłem rozwoju naszego kraju, ze zaopatruje w wodę większość ludności Polski. Będąc z nią na co dzień nie mam wątpliwości, że należy jej się prawna ochrona. Nie powinniśmy zostawiać jej na pastwę zysku nielicznych.
Wisła powinna służyć nam wszystkim, szczególnie następnym pokoleniom. Może to zrobić tylko jeśli będzie czysta i zdrowa. Może nam zapewnić zrównoważony, dalszy rozwój zgodny z dyrektywami Unii Europejskiej. Plany zrobienia z niej części autostrady E 40 napełniają mnie przerażaniem. To mógł wymyślić tylko polityk czy też inżynier, który jej nie zna. Spłynęliśmy smoczą łodzią prawie 1000 kilometrów. Wiele razy musieliśmy przeciągać łódź przez mielizny i łachy piasku. Wspierający nas hausboat wielokrotnie wbijał się w płycizny opóźniając nasz spływ lub „pozbawiając” nas jedzenia. Czy decydenci mówiący o żeglownej towarowo Wiśle zdają sobie sprawę z kosztów budowy, a przede wszystkim z utrzymania takiej drogi wodnej. Dziś nikt nie liczy kosztów środowiskowych inwestycji planowanych na Wiśle czy też na Odrze. Nie przewiduje jak bardzo może obniżyć się poziom wody z uwagi na postępujące zmiany klimatyczne. Nie znamy opracowań, jak wiele miejscowości utraci dostęp do czystej wody, czy też jak obniżą się poziomy wód gruntowych? A może to doprowadzić do utraty pracy i godnych warunków życia wiele osób. To tylko pytania o ludzi a fauna? Ryby – znów głosu nie mają? Jak wiele z nich „odetniemy” od miejsc tarła? Ile zginie od zbyt dużej koncentracji ścieków? W końcu ile gatunków ptaków straci możliwość rozwoju, czy wręcz egzystencji. Podkreślę, że ptaki nad Wisłą są zjawiskowe i niepowtarzalne. Wielkie żurawie, bociany, czaple siwe i białe, maleńkie i zwinne jeżyki oraz jaskółki, majestatyczne orły – to skarby naszego środowiska rzecznego. Pokazywały się nam szczególnie nad ranem i zachęcały do wiosłowania swoim śpiewem. Czy ktoś z decydentów przepłynął choćby kajakiem Zalew Włocławski? Czy politycy zdają sobie sprawę jak zapora we Włocławku pogarsza stan ekologiczny rzeki? Ile mamy tam odłożonych zanieczyszczeń?
Wisła bez bystrzy, zakoli, piaszczystych łach i plaż, rozlewisk nie ma możliwości samooczyszczenia. Bez swoistej wolności i dzikości traci swój urok. To jedna z największych, jeszcze dzikich rzek w Europie. Warto aby decydenci przed podejmowaniem ostatecznych decyzji poznali choć trochę nasze rzeki. O to zabiegamy, zdając sobie sprawę że wychodząc zza biurek i „czując” naszą Wodę będziemy podejmowali lepsze decyzje dla dobra wspólnego.
Wiele ciepłych uczuć wzbudziły we mnie władze mijanych miast. Poza wspomnianymi już Krakowem i Sandomierzem, mieliśmy dobre spotkania i bardzo ciepłe przyjęcia przez władze samorządowe w Płocku, Toruniu i oczywiście w Gdańsku. Zaangażowanie samorządowców daje nadzieję na wspólną pracę na rzecz czystych rzek. Warto podkreślić otwarcie na rozmowy zarządu PGW Wody Polskie, oraz Wodociągów zrzeszonych w IGWP. Spotykają się one z organizacjami pozarządowymi oraz ekspertami celem znalezienia najlepszych rozwiązań dla zarządzania gospodarką wodną. Świadczyć o tym może niedawno uruchomiony monitoring rzeki Odry działający on line. Takich inicjatyw potrzebujemy więcej – mam nadzieję, że doczekamy się otwartego monitoringu rzek na miarę XXI wieku także na Wiśle. Jedną ważną decyzją Premier Rządu Polskiego mógłby zmienić nastawienie wszystkich urzędów odpowiedzialnych za wodę. To odpowiedź na podstawowe pytanie: „Dla kogo ta woda”. Czy powinna być dobrem wspólnym i jako taka chroniona, czy też ma służyć nam ludziom do zaspokojenia naszych konsumpcyjnych nawyków. Fakt sprawowania nadzoru nad wodami przez Ministerstwo Infrastruktury jest wymowny. Gdyby władza chciała chronić nasze rzeki – w tym te stanowiące o dziedzictwie kulturowym i środowiskowym – to nadzór powinien przejść pod Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Potwierdziło by to wagę ochrony naszego wspólnego dziedzictwa. Stąd nasz apel o nadanie osobowości prawnej Wiśle czy też Odrze. Jestem przekonany, że uznanie wody za wartość nadrzędną (w końcu w niej powstało życie na Ziemi) zapewni wszystkim mieszkańcom naszej planety, w tym Polski, zrównoważony rozwój.
Dziękuję za ten wspólny trud, zaangażowanie i współpracę.
Zrozumieć Wisłę – historia w odcinkach
- Z Krakowa do Opatowca
- Z Opatowca do Sandomierza
- Z Sandomierza do Puław
- Z Puław do Warszawy
- Kolejne odcinki w przygotowaniu
Bądź na bieżąco śledząc Manifest Klimatyczny na Facebooku!