Zrozumieć Wisłę: Z Warszawy do Płocka

Udostępnij

Weszliśmy już na dobre w wiślaną rutynę. Budzik skoro świt, port, aprowizacja, smocza przodem, duża łódka za nią. I tak płyniemy. Za Warszawą rzeka jest już trochę inna, trochę mniej dzika, bardziej widać tu ludzką rękę, chociaż jeszcze miejscami potrafi zaskoczyć. Niezmiennie piękna, niezmiennie warta, by ją docenić.

 

 

 

511 kilometr Wisły. O poranku wypływamy z gościnnego portu Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Przystań Morka w Płocku już czeka.  

Tymczasem opuszczając Stolicę mijamy po drodze warszawską Starówkę, Cytadelę, Żoliborz, Marymont i Bielany. Po lewej żegna nas okazały Stadion Narodowy i Praga z jej dzikimi i niezagospodarowanymi plażami. Widać jednak, że uczęszczanymi. Ktoś, ewidentnie nie obawiając się kradzieży, zostawił na środku jednej z nich leżak.

 Mijamy warszawskie mosty: Poniatowskiego, Świętokrzyski, Śląsko-Dąbrowski, Gdański, Grota-Roweckiego. Ostatni, most Północny, stanowi swoistą granicę cywilizacji. Za nim już tylko dzika rzeka pełna wysp i rozlewisk. 

 

Wpływamy na teren Rezerwatu Ławic Kiełpińskich. Jest to teren koryta Wisły z pasem brzegowym, a w szczególności właśnie wyspy, piaszczyste łachy oraz wody płynącej rzeki na odcinku Burakowa do Dziekanowa. Celem utrzymania tego terenu pod ochroną jest zachowanie ostoi lęgowych rzadkich, ginących gatunków ptaków występujących w obszarze rzeki. Krzewy łozy z wierzbami i topolami oraz szuwary wokół starorzeczy robią oszałamiające wrażenie.  

 

Na terenie rezerwatu znajduje się między innymi największa w środkowym biegu Wisły kolonia łęgowa rybitw białoczelnych, gatunku umieszczonego w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt. Analiza połowów wędkarskich wykazała, że regularnie przebywają tu okoń, ciernik, sum, ukleja, płoć, leszcz, lin czy szczupak. W okresie późnowiosennym odnotowano obecność prawnie chronionego gatunku gada – zaskrońca oraz ropuchy zielonej i traszki zwyczajnej. Na wyspach żyją i rozmnażają się też dziki, sarny, bobry, wydry i norki amerykańskie.  W tym miejscu widać wyraźnie, że rzeka zbliża się do wału, zwłaszcza od strony Łomianek.  

 

Cudownie

 

Mając zmysł obserwatora i odrobinę szczęścia można tu zaobserwować wspaniałe stada kormoranów, czapli, oraz kaczek i łabędzi. Ale i ptaków drapieżnych nie brakuje – myszołowy, kanie, jastrzębie i pustułki wypatrują tu swoich zdobyczy. My mamy wyjątkowo szczęście – niesłychanie rzadki w Polsce orzeł bielik akurat odpoczywał na wystającym z rzeki pniu.  

 

W świecie fauny jest dość gwarno.  

W świecie ludzi panuje spokój. Załoga houseboata zbiera siły przed kolejnymi kilometrami wiosłowania.  Jedni odsypiają, inni praktykują elementy jogi i pilatesu na pokładzie. Wszak trzeba zadbać o mięśnie, przed którymi jeszcze kilkaset kilometrów do przepracowania.

 

Dopiero po kilku godzinach od wypłynięcia z Warszawy widać oznaki cywilizacji – to Twierdza Modlin. Majestatycznie stoi na wysokiej skarpie otoczona widłami rzek Wisły, Narwi i Wkry. Chociaż oryginalnie twierdza była francuska (początki jej budowy sięgają czasów napoleońskich), to dopiero Rosjanie w latach 30-tych XIX wieku rozpoczęli jej rozbudowę i to, co możemy podziwiać do tej pory jest efektem tych prac.  

 

Za kolejnym mostem (krajowa siódemka) znów można zapomnieć o cywilizacji. Tylko wyspy, mielizny, plaże.  

„Cisza i wiatr, słońce i radość (…) cóż więcej mógłbyś chcieć?” – jak śpiewał Artur Rojek.  

 

Czerwińsk nad Wisłą. Zmiana ekip wiosłujących.

 

Jednak takie dzikie widoki to radość na kilka kilometrów. Potem już po prawej stronie na wysokim brzegu widać miejscowość Zakroczym. Dalej Czerwińsk i Wyszogród. Nie da się go przegapić – wielki napis z nazwą miejscowości to coś w stylu „Hollywood” na wzgórzach Los Angeles. Tylko zdecydowanie bardziej swojskie. 

Szyper raczy nas, nie po raz pierwszy podczas wyprawy, bardzo ciekawą historią słynnego drewnianego mostu w Wyszogrodzie, który istniał tu do 1999 roku. Mając długość 1283 metry był uznawany za najdłuższy drewniany most w Europie. Dziś już nie istnieje, jednak miasto pozostawiło kilka przęseł, które służą jako taras widokowy.  

 

Z perspektywy łodzi widać go bardzo słabo, ale on tam jest – stoi na prawym brzegu. Sławny wodowskaz Kępa Polska należący do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Sławny dlatego, że to właśnie na jego postawie codziennie w Programie Pierwszym Polskiego Radia był podawany komunikat o stanie wód powierzchniowych w Polsce.  

 

Wisła na tym odcinku jest wyspiarska. Za Wyszogrodem Wisła rozwidla się i tworzy wspaniałe kępy. Bogactwo bioróżnorodności, dom dla setek, jak nie tysięcy zwierząt można obserwować tylko z oddali, ale i tak jest to widok wspaniały, którego sobie nie odmawiam. Mijamy między innymi Rezerwat Przyrody Kępa Rakowska, Kępa Antonińska, Kępa Wykowska oraz Wyspy Zakrzewskie. Jest ich rzecz jasna znacznie więcej. 

 

Ta, która kryje w sobie mnóstwo historii czeka na nas nieopodal Płocka. To Kępa Ośnicka, jedna z największych wiślanych wysp. Nazywana wyspą holenderską, ponieważ pod koniec XVIII wieku istniało tu osadnictwo holenderskie. Jej mieszkańcy – początkowo rodziny pochodzenia holenderskiego, później niemieckiego, zajmowali się rolą a także przetwórstwem warzyw i owoców. Jeszcze dziś na wyspie można znaleźć przedstawicieli różnych rzadkich roślin, które przez lata adoptowały się do istniejących tam warunków. Czasy kolonistów definitywnie skończyły się wraz z końcem drugiej wojny światowej. Dziś wyspa opustoszała. Cześć z niej uprawiana jest przez pobliskiego rolnika, w lokalnych mediach można natknąć się na nagłówki: „Bezludna wyspa pod Płockiem, a na niej… ponad 50 szczęśliwych krów. Czy powinno się je ewakuować?”

Pozostała jest zarośnięta i zdziczała. Tylko równo rosnące stare wierzby oraz pozostałości po domostwach przypominają nam, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, w tym miejscu tętniło ludzkie życie. Należy jedynie mieć nadzieję, że było ono szczęśliwe choćby w takim stopniu, jak krów, które znalazły tam swoją ostoję.

 

Rzeka wytraca nurt – to znak, że zbliżamy się do Płocka i wpłynęliśmy na wody Zalewu Włocławskiego. Jednak do kolacji i „śpiulkolotu” jeszcze przynajmniej dwie godziny.  

 

W rejonie Płocka Wisła wypłyca się i rozlewa szeroko. Wiosną, kiedy rusza kra, łatwo o lodowy zator. Trzydzieści pięć lat temu w wyniku takiego zatoru Wisła przerwała wały przeciwpowodziowe i zalała lewobrzeżną część Płocka. Od tego czasu jej koryto jest pogłębiane. Bez tego nie da się uniknąć kolejnej powodzi. 

 

Do miasta wpływamy po zmroku, co ma swoją dobrą stronę – most wita nas pięknym oświetleniem a i przystań Morka, nad którą góruje Wzgórze Tumskie, bardzo ładnie prezentuje się od strony wody. Nie mogę jednak doczekać się jutra – zobaczyć Toruń, nasz kolejny przystanek, i jego Starówkę od strony wody, w świetle zachodzącego słońca, to będzie wspaniała uczta dla oka! 

 

Most w Płocku wieczorową porą

 

 

Zrozumieć Wisłę – historia w odcinkach

 

Bądź na bieżąco śledząc Manifest Klimatyczny na Facebooku!