Klimatyczny science-fiction czy ponura wizja przyszłości?

Udostępnij

Chciałabym napisać: obejrzałam, żebyście Wy nie musieli, ale jednak czuję, że podobnie, jak film „Don’t look up”, tak i antologię „Ekstrapolacje” warto zobaczyć choćby po to, by zrewidować własne podejście do zmiany klimatu.

 

O tym, że jesteśmy w procesie zmiany klimatu i wcale nie jest to dobra zmiana głośno piszemy my, piszą eksperci, mówią też o tym naukowcy i badacze. Jednak wciąż denializm jest bardzo silny – nawet w badaniach przeprowadzonych przez fundację Biznes dla Klimatu ponad 20% ankietowanych nie wierzy, że obecna zmiana klimatu wiąże się z niszczącą działalnością człowieka twierdząc, że jest to element naturalnych cyklów zachodzących w przyrodzie. Otóż nie jest. A konsekwencje tej zmiany już w niektórych rejonach świata niosą katastrofalne skutki. I chociaż może nam się wydawać, że nas to nie dotyczy, to w niedalekiej przyszłości odczujemy to my, a na pewno nasze dzieci i wnuki.

 

Historia, którą bardzo dobrze znamy

 

„Ekstrapolacje” rozpoczyna seria odniesień do 2015 roku, gdy w ramach Porozumienia Paryskiego, czyli – w dużym skrócie – porozumienia państw całego świata, którego celem było zatrzymanie globalnego ocieplenia a konkretnie zatrzymanie średniej globalnej temperatury na poziomie dużo poniżej 2°C względem poziomu z czasów przedprzemysłowych i starać się, by było to nie więcej niż 1,5°C. W 2037 roku, gdzie zaczyna się akcja serialu już wiadomo, że tego wzrostu nie da się utrzymać na takim poziomie i przekroczy on 2°C.

 

Ziemię z jednej strony wyniszczają pożary, z drugiej podnoszący się niebezpiecznie poziom wód wynikający z topnienia lodowców, z trzeciej koszmarne zanieczyszczenie powietrza, z czwartej w oczach znika bioróżnorodność, z piątej – brak wody pitnej dla miliardów ludzi. Migracje ludności zaczną burzyć ład świata, powstaną nowe choroby, za którymi technologia i medycyna nie będą w stanie nadążyć a i tak będą one dostępne tylko do ludzi najbogatszych. Życie stanie się możliwe tylko w nocy, bo za dnia temperatura będzie zabójcza – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pojawią się zarówno naukowcy, jak i szaleńcy, którzy będą eksperymentować z geoinżynierią nie myśląc o długofalowych konsekwencjach.

 

 

Poruszane wątki mogą początkowo wydać się niczym wyprane z uczuć – brak patosu, który zwykle towarzyszy tego typu produkcjom, mechanizmów manipulujących widzem i jego emocjami, czy dziwnych i niezbyt logicznych zwrotów akcji. Jest trochę tak, jakbyśmy oglądali opowieść o nudnym, zwyczajnym życiu, które osadzone jest w rzeczywistości, z którą prędzej czy później przyjdzie nam się zmierzyć, a z którą niektóre rejony świata już się mierzą. A kiedy przenosimy się do rzeczywistości roku 2063 można odnieść wrażenie, że oglądamy „Black Mirror”, tylko z mocnym, klimatycznym backgroundem.

 

I może właśnie dlatego ten serial mnie tak porusza. Bo będąc widzem sama mogę nadać emocje temu, co widzę. A podejrzewam, że w wypadku osób, którym kwestie klimatyczne nie są obojętne, te emocje będą wyraźne i mocne.

 

Ponura wizja przyszłości kończy się, gdy wzrost temperatury dochodzi do +3°C, ale… bez spoilerów. Zobaczcie sami.

Niezależnie od wszystkiego – oby to było tylko science-fiction i opamiętamy się zanim zgotujemy piekło sobie i przyszłym pokoleniom.

 

Źródło: tv.apple.com

 

tekst: Olga Letycja Długokęcka